Na III edycję CocArt Music Festival czekaliśmy dwa lata. Rok temu do festiwalu nie dopuściła dyrekcja CSW na spółkę z żałobą narodową po katastrofie smoleńskiej.
Dwóch Rafałów, Iwański i Kołacki, z toruńskiego ansamblu Hati ciągną wózek dalej i robią to w sposób więcej niż profesjonalny. Udowodnili to już na wstępie niebanalną konferansjerką.
Na pierwszy ogień poszedł nowojorski PAS. To kwartet prezentujący nad wyraz interesujący etno hałas przy użyciu m.in. tak. typowego dla poszukującej elektroniki thereminu jak i nieco mniej typowego kołowrotka wędkarskiego. Warto podkreślić niepoślednią dyscyplinę muzyków, gdyż całość brzmiała zaskakująco spójnie zarówno w układzie czteroosobowym jak i po dołączeniu Hati z miniaturowym zestawem idiofonów. Muzykę dopełniły interesujące wizualizacje, w drugiej części występu generowane na analogowym sprzęcie przez Raymonda Salvatore Harmona.
Jako drugi pojawił się Dave Phillips – weteran szwajcarskiej sceny grindcore, który jak wielu ekstremistów gitarowego hałasu lat osiemdziesiątych, z czasem zaadaptował na potrzeby swojej twórczości elektroniczne zabawki. Ascetyczny występ zagrany bez wizuali, bez świateł, jeśli nie liczyć lampek ewakuacyjnych w garażu toruńskiego CSW, był w całości poskładany jazgotu zamplifikowanych do granic tolerancji słuchu, dźwięków wytworzonych przez różne gatunki owadów – nad wyraz mocny set i mimo skromnej formuły naprawdę interesujący.
Niestety nie obyło się bez zgrzytu – w środku występu jeden z widzów dość głośno i nieprzyjemnie wyrażał się o muzycznych koncepcjach Phillipsa. Jak się później okazało tym człowiekiem był lokalny luminarz kulturalny, Marek Żydowicz – znany szerzej jako szef festiwalu Camerimage i co warte podkreślenia, jeden z twórców toruńskiego Centrum Sztuki Współczesnej. Rozumiem, że muzyka szczególnie tak mało przystępna dla Żydowicza jak produkcje Phillipsa, może budzić emocje, ale na litość boską, osobie o takich horyzontach nie wypada zachowywać się jak nawalonemu studentowi na juwenaliach.
Wróćmy jednak do warstwy dźwiękowej.