59 lat temu, 1 grudnia 1947 roku zmarł Aleister Crowley, prawdopodobnie najwybitniejszy XX-wieczny okultysta, twórca magiczno-mistycznej filozofii thelemy i pragmatycznego podejścia do magii. Crowley, jak wielu późniejszych okultystów, był przede wszystkim odnowicielem starożytnej tradycji witalistycznej, którą podporządkował, jak przystało na modernistę, dyktatowi woli. I tak jak inne pokrewne mu dusze – Byron, Wilde czy nawet Joyce – padł ofiarą swego mitu.
Współcześnie, mimo coraz liczniejszych rzetelnych prac historyków, nadal postrzega się Crowleya przede wszystkim w kontekście jego rzekomych i prawdziwych wybryków, nie dostrzegając jego olbrzymiego wkładu w rewitalizację zachodniej tradycji ezoterycznej, tworzenie filozoficznych pomostów pomiędzy myślą Zachodu i Orientu, niezwykle nowatorskie eksperymenty hipertekstualne (prekursorskie choćby wobec postmodernizmu), a przede wszystkim filozofię życia.
Nie sprzyja temu też prawo autorskie, ograniczające wydawców w swobodnym publikowaniu i reinterpretowaniu dzieł tego myśliciela. W rezultacie myśl crowleyowska ulega marginalizacji, stając się z jednej strony domeną wąskich grup jej wyznawców, bez jakiejkolwiek recepcji w świecie nauki, z drugiej zaś strony padając łupem żądnych sensacji dziennikarzy, którzy, tak jak autor artykułu o Crowleyu w grudniowym numerze ‚Nieznanego Świata’, wolą widzieć w nim narkomana i, cytujemy, ‚największego niegodziwca pod słońcem’. (W sytuacji ograniczonego dostępu do crowleyowskiej myśli szybko rozprzestrzeniają się ewidentne kłamstwa, jak te, które łatwo przechodzi przez gardło autorowi wspomnianego artykułu, formułujące crowleyowskie motto jako: ‚Rób, co chcesz”.)
‚Umarł król! Niech żyje król!” – głosi popularne hasło. Zakładając więc, że Crowley był królem XX-wiecznej magii, pozostaje aktualne pytanie: Co po królu w czasach oligarchii?
[Więcej o Crowleyu można przeczytać na stronach Okultury. Polecamy też bardzo dobry, anglojęzyczny serwis informacyjny Lashtal.]